czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział 7

      Tak cholernie pada.
      Od mojego spektakularnego odkrycia aniołów i demonów minęło parę dni. Fina kategorycznie odmawia kolejnych wyjaśnień i każe mi się uczyć. Uznała również mój incydent z Destiny za sen spowodowany nadmiarem wrażeń. Ach, czyli jeszcze nie oszalałam, ale jestem blisko. Mimo wszystko uczę się ostatnio nawet przyzwoicie i próbuję skończyć ten cholerny projekt z Gabe'm. Matta nie widziałam od ostatniego razu i ignoruję wszelkie próby kontaktu. Przeraża mnie to, jak się przy nim zachowuję. Jeśli zaś chodzi o mój wisior, doszłam do wniosku, że naprawdę chroni on przed złymi mocami, dlatego nie pozwolił demonom i Mattowi zbliżyć się do mnie. Ty to jednak jesteś genialna, Eve.
      Ale wracając. Stoję pod tym pierdzielonym daszkiem już z dobre pięć minut, a Downey wciąż nie wychodzi z korków. Swoją drogą, kto by pomyślał, że ten wyluzowany arogant tak się troszczy o swoją edukację? Tylko z czego to korki są? Chyba z matmy.
      Parę wiązanek później pan czekajcie-na-mnie-w-nieskończoność łaskawie zjawia się na dole. Taksuje mnie uważnym spojrzeniem po czym oznajmia tonem odkrywcy:
      - Pada.
      - Serio? Nie zauważyłam - syczę w odpowiedzi. Zmarzłam od tego deszczu, a żaden z chamskich mieszkańców nie chciał mnie wpuścić.
      - W takim razie prócz psychiatry polecałbym i okulistę. - Mruga do mnie, za co mam ochotę dać mu w twarz. - Dobra, księżniczko, do mnie już niedaleko - oznajmia, po czym nadaje kierunek i tempo naszej podróży.
      Po drodze rozmawialiśmy o mniejszych i większym pierdołach w atmosferze bardzo luźnej. Nie wiem kiedy, ale zaczęłam się z nim zaprzyjaźniać. Ostatecznie stajemy przed jednym z wielu jasnożółtych bloków w tej części miasta. Sprawnie wspinamy się na drugie piętro (wcale nie jestem zdyszana), po czym Gabe otwiera drzwi i gestem zaprasza mnie do środka. Mieszkanie jest małe i raczej przytulne. Dopiero gdy odwieszam kurtkę przechodzi mnie myśl:"Gdzie jego rodzice?".
      - Mieszkasz sam? - pytam, gdy Gabe znika w sąsiednim pokoju.
      - Tak. - Podaje mi ręcznik i nie kontynuuje tematu. Z tyłu głowy mam, że mieszka sam, bo jest aniołem. W sumie Fina nie zaprzeczyła. - Jesteś cała przemoczona. Nie uczono cię stać pod dachem, Eve? - mruczy pod nosem chłopak, znów znikając w tamtym pokoju. Wraca z dwiema swoimi koszulkami. Lekko rumienię się, gdy odbieram jedną. Zaraz, co? Rumienię? Niby czemu? Mruczę coś i odchodzę do łazienki, by w spokoju się przebrać.
      Małe i biało-niebieskie pomieszczenie tylko upewnia mnie w przekonaniu, że Gabe jest sam. Jedna szczotka, jeden ręcznik. To smutne. Szybko wciągam na siebie większą czarną koszulkę z logo jakiejś gry i wychodzę z łazienki. Mimowolnie zerkam w stronę salonu, szukając Gabe'a i w tym momencie przez uchylone drzwi widzę coś, czego chyba nie powinnam. Niby nic, bo Downey po prostu zmienia koszulkę. Ale na jego nagich plecach na wysokości łopatek widać coś, co mrozi krew w żyłach. Ciemnoczerwone, wyglądające na niedawne ślady po oparzeniach. I trochę jakby widać kość? Jak to możliwe?
      Nawet nie zauważam, kiedy wchodzę do pokoju. Jak zahipnotyzowana gapię się na jego plecy.
      - Czy to ślady po przypalaniu? - pytam lekko drżącym głosem. Oczywiście, że tak. Uczyliśmy się o tym kiedyś.
      Gabe podskakuje i odwraca się do mnie z zaskoczeniem.
      - Co ty tu robisz, Eve? - syczy, zakładając na siebie ubranie.
      - Nie! - krzyczę i podbiegam do niego. Z jakiegoś powodu chciałam ich dotknąć. Gabe łapie mnie za nadgarstki i przytrzymuje w miejscu.
      - Co widziałaś? - pyta, patrząc na mnie uważnie.
      - To są ślady po skrzydłach, prawda? Matt mi wszystko opowiedział, Fina potwierdziła! Jesteś jednym z nich! Ja niby miałam trzymać się od tego z dala, ale jak widać się nie da! O co chodziło z tym płonącym mieczem? Zabiłeś wtedy demony? Czemu mnie chronisz? O co tu, kurwa, chodzi?!
      Czuję jak mój szybki oddech przejmuje nade mną władzę, lekko osuwam się na ziemię, na co Gabe łapie mnie w pasie i sadza na kanapie. Siada obok, przegarnia swoje ciemne włosy, po czym wzdycha.
      - I co ja mam z tobą zrobić, Eve?
      - Najlepiej powiedz mi prawdę - warczę, gdy już oddech mi się normuje. Gabe patrzy na mnie uważnie, a ja nie umiem czytać z jego oczu.
      - Niby nie mogę, ale chrzanić to. I tak mnie nigdy nie lubili. - Szczerzy się, a ja czuję ciepło i dziwny spokój. - Skoro większość wiesz streszczę ci moją historię. Byłem aniołem, podobnie jak teraz Fina. Ale miałem to głęboko gdzieś, wolałem się bawić i wygłupiać, w efekcie mój podopieczny stoczył się. W tym samym czasie władzę przejął seraf imieniem Abraham, straszny dupek swoją drogą, i on wymyślił, że takich jak ja należy strącić z Nieba. Uczynił to za pomocą ognistej kosy Kostuchy, samej Śmierci. Myślał, że to odbierze mi wszystkie moce. Ale się mylił. Większość mam. - Znów się szczerzy. Tym razem i ja się uśmiecham. - Potem wymyślił jak zmieniać nieposłusznych w ludzi. Teraz zdaje się prowadzi autorytarne rządy w Niebiosach.
      - Czyli te ślady są po skrzydłach? - wypalam, jakby to było najistotniejsza rzecz. Chrzanić to, że mam przed sobą emerytowanego anioła, a demony naprawdę chcą nas wszystkich zgładzić. Co z tego, że jest trzecią osobą, która to potwierdza. Olać to, że moje życie staje właśnie na głowie. Ja muszę pytać o jego pieprzone rany. Serio, Eve?
      Gabe jedynie przeszywa mnie spojrzeniem zielonych tęczówek.
      - Tak. Zrobiono je parę lat temu, ale nadal wyglądają na świeże i nieco bolą.
      Uderzam go w ramię, na co parska cichym śmiechem.
      - Tylko mi tu nie udawaj biednego i poszkodowanego.
      Ten tylko wystawił mi język, a jego oczy skrzą się lekko. Czuję na policzkach lekki rumieniec.
      - Jakie masz moce? - pytam, coraz bardziej zaciekawiona. Mimowolnie przysuwam się bliżej ciepłej sylwetki Gabe'a, jakby to miało mi zapewnić więcej szczegółów. Z jakiegoś powodu nie mogę znieść spojrzenia jego zielonych ślepi.
      Gabe parska śmiechem.
      - Coś tam umiem, McFly - oznajmia wymijająco.
      Marszczę nos i mrużę oczy. Nie chce mi powiedzieć? Mi? Jak on śmie? Po tym wszystkim? Po tym, jak widziałam jego przypalone plecy? Cóż, przynajmniej mam świadomość, że nie może się leczyć.
      - Mogę. Te ślady zadano ostrzem samej Śmierci, Eve. - Wytrzeszczam oczy. Skąd... Downey jedynie uśmiecha się tajemniczo i z wyższością. On nie może...
      - Mogę, Eve. I właśnie to robię. - Wyszczerzył się, niezwykle z siebie zadowolony. Dopiero teraz orientuję się, jak blisko siebie siedzimy. Do tego pochylamy się ku sobie. Aż robi mi się gorąco. Czemu, Eve?
      Tylko spróbuj to skomentować, a zginiesz. Odsuwam się od Gabe'a szybciej, niż bym chciała. Zaraz, chciała? Eve!
      - Czytasz w myślach, tak? - mruczę zamiast tych rzewnych wywodów.
      Gabe kiwa głową, co jest dla mnie niemałym zaskoczeniem. Czemu nie jedzie po mnie? Czemu nie śmieje się z reakcji mojego ciała? W ogóle, co to za reakcje w ogóle? Jakie rumieńce, jakie skrzące oczy? Eve, koniec z tanimi serialami i dennymi romansami.
      Na chwilę sztywnieję. Nawet we własnym umyśle już nie jestem bezpieczna.
      - I słyszysz wszystko, co myślę? - upewniam się, uważnie skanując wzrokiem jego reakcję.
      Ten przysuwa się delikatnie, jakby mimowolnie, tak, że nasze nosy niemal się stykają. Słońce, które w końcu przebija się przez chmury tworzy w jego tęczówkach złote plamki. Mogę je policzyć. Cienie rzucają ciemne rzęsy i wydatne kości policzkowe na jasną twarz, niczym na płótno. Eve, stop. Gadasz jak te wszystkie tandetne laski... Żal mi cię.
      - Wszystko, Eve - mruczy, owiewając mnie ciepłym oddechem i puszcza mi oczko. Dociera do mnie woń lawendy. Serio? Lawendy? Chuchasz lawendą?
      Gabe cicho parska śmiechem, odsuwając się ode mnie.
      - Strasznie głośno myślisz, wiesz? I słabo rozpoznajesz kłamcę - uznaje po chwili.
      - Niby czemu? - syczę, krzyżując ramiona na piersi i opierając się wygodniej o kanapę.
      - Nie słyszę wszystkich twoich myśli, ale te cholernie głośne... - Macha rękoma na znak, że rozsadza mu to czaszkę, za co otrzymuje ode mnie spojrzenie z politowaniem. I uniesione brwi w gratisie.
      - Czyli nie pochwalisz się łaskawie, co jeszcze umiesz? - pytam, nadal wlepiając w niego moje dziwaczne bursztynowe ślepia.
      - A pochwalę, co będę gorszy od ciebie. Leczę się w zawrotnym tempie, mistrzowsko walczę anielskimi ostrzami, latać nie umiem, ale jak, skoro odrąbali mi skrzydła... - Zastanowił się chwilę. - Znam każdy język świata i parę innych rzeczy, które są tak nieużyteczne, że nawet o nich nie pamiętam.
      Kiwam głową, dochodząc do wniosku, że odpuszczę mu kolejne cyniczne teksty. Prawda jest taka, że czuję straszną zazdrość. Też chciałabym coś umieć! A nie wciąż być nudną i zwykłą śmiertelniczką. Z drugiej strony ledwo ogarniam ten nowy świat... Co ja gadam! Ledwo ogarniam ten ludzki! Co dopiero ten tutaj.
      W ciszy, która nagle zapada, mój brzęczący telefon wydaje się być alarmem atomowym. Z cierpiętniczą miną wydobywam go z kieszeni i niemal otwieram usta ze zdziwienia, gdy czytam, któż to do mnie dzwoni.
      - Matt - mruczę cicho, po czym odrzucam połączenie. Mimowolnie zerkam na Downeya.
      I doznaję szoku. Ten ma zaciśnięte pięści i napiętą szczękę. Do tego gapi się kurczowo w brzydką, niebieską tapetę na przeciwległej ścianie, jakby ta zabiła mu matkę.
      - Wszystko dobrze? - pytam cicho, uważnie obserwując chłopaka. Jestem gotowa w każdej chwili uciec, jakby zaczął mordować.
      - Fina prosiła, byś się z nim nie zadawała? - odpiera zamiast tego. Kiwam głową. - Posłuchaj jej. Upadli to okropne kreatury. Na pewno chce cię do czegoś wykorzystać. Ci ludzie... - zaklął. - Te demony, które zabiłem wtedy, w zaułku, były jego sługami. Matthew nie ma żadnego ojca. To on od dawna zarządza handlem narkotyków i tamtym salonem gier. On jest naprawdę zły. On odszedł z Nieba. Sam upadł. I nadal ma swoje moce. Proszę cię, Eve, nie zadawaj się z nim. - Mówiąc to, patrzy prosto w moje zaskoczone oczy tonem łagodnym, acz pewnym. Nawet nie zauważam, kiedy łapie mnie za ręce. Czuję spokój i harmonię, jakby nigdy nie było momentu, że mnie denerwował, albo rozśmieszał. Jakby po prostu każda sekunda z nim była spokojem. To przez fakt, że jest aniołem? Nawet byłym? Czy może o coś, czego nie dostrzegam?
      - Nie możecie po prostu go zabić?
      - No nie do końca. To skomplikowane, Eve - mruczy zrezygnowany i puszcza moje ręce. Mam ochotę krzyknąć, by znów je chwycił. Zaraz, co? Eve, co ty odwalasz? - A ty już wystarczająco dziś przeżyłaś. - Uśmiecha się delikatnie. - Chodź, odprowadzę cię.
      Już mam zaprotestować, gdy mój telefon ponownie dzwoni. Zerkam na wyświetlacz.
      - Znowu? - syczę cicho i rozłączam się. Ledwo zerkam na Gabe'a, gdy Matt ponownie dzwoni. - Co jest?
      - Zaczęło się - jęczy Gabe, ewidentnie niezadowolony. - Chodź. Projektem się nie martw. I pilnuj, byś nigdzie nie była sama - prosi, a ja mimowolnie kiwam głową.
      W drodze do domu przekomarzamy się i śmiejemy, jakbym nadal nic nie wiedziała o jego osobie, o świecie i o Matcie. Ale ja wiem. I nadal mam mnóstwo pytań.

4 komentarze:

  1. Cześć.
    Już myślałam, że zniknęłaś na zawsze. A Ty wróciłaś i znowu uraczyłaś nas wspaniałym rozdziałem. Bardzo podobało mi się to że znowu dowiedzieliśmy się czegoś nowego, ale też nie wszystkiego. Powoli ogarniam, co tu się dzieje i uwielbiam ten temat. Jako fanka "Kłamcy" Ćwieka kocham takie klimaty, chociaż to pewnie już pisałam. Za to nie pisałam, że uwielbiam Gaba. Jest takim... aroganckim, inteligentnym, zabawnym i potężnym (w sensie mocy)facetem. Dałabym mu się chronić ;> Ciągle zastanawiam się, jaki tak naprawdę element układanki pełni Eve. Ale sądzę, że odegra jakąś kluczową rolę. I wydaje mi się, że dostanie w tyłek za to, że ma znaczenie w tej wojnie. No cóż, zobaczymy.
    Naprawdę pozostaję wierną fanką Twojego, co raz lepszego, pisania.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę wesołych świąt,
    candlestick z buzzingblood.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak miłe słowa! Cieszę się, że mimo tych mega przerw i dosyć chaotycznego stylu, jaki mam, udaje się coś zrozumieć *_*. Też kocham Gabe'a <3 Świetnie wyszedł haha.
      Ja również życzę Ci Wesołych Świąt!

      Usuń
  2. Uwielbiam Eve z Gabem! On jest cudowny :D I w ogóle ta narracja... Jest zabawnie, wierz mi.
    Gabe'a było mi szkoda, kiedy opisywałaś jego rany. Jednak on wydaje się być taki mocny, niezmącony. Silny jest, tak jak przystało na anioła, nawet tego emerytowanego. Eve miota się w swoich uczuciach. Ma się wrażenie, że czuje coś do niego. Mam nadzieję, że będą razem :D
    Będę czytać, na pewno!
    Pozdrawiam,
    ~Brave

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Eve z Gabem! On jest cudowny :D I w ogóle ta narracja... Jest zabawnie, wierz mi.
    Gabe'a było mi szkoda, kiedy opisywałaś jego rany. Jednak on wydaje się być taki mocny, niezmącony. Silny jest, tak jak przystało na anioła, nawet tego emerytowanego. Eve miota się w swoich uczuciach. Ma się wrażenie, że czuje coś do niego. Mam nadzieję, że będą razem :D
    Będę czytać, na pewno!
    Pozdrawiam,
    ~Brave

    OdpowiedzUsuń