niedziela, 25 października 2015

Rozdział 6

      Trzaskam drzwiami i warczę po nosem. Na dole pewnie tata kiwa głową i głaszcze mamę po plecach, mówiąc:"Dobrze postąpiliśmy", na co mama z cierpiętniczą miną odgarnia włosy z twarzy i sięga po kawę. Aż we mnie wrze! Co takiego zrobili? Szlaban mi dali! Szlaban! Mnie! Mam siedemnaście lat, jestem niemal dorosła, a oni szlaban mi dają! I to dlaczego? Bo Fina do nich zadzwoniła, nagadała na Matta i mam! Moi naiwni rodzice uwierzą w każdą bajeczkę wypowiedzianą przez tę blondwłosą anielską małpę!
      Padam na łóżko i wzdycham głośno. Dociera do mnie delikatne pukanie do drzwi. Pewnie to Lea, więc warczę, by sobie poszła w tęczową cholerę. Ta jedynie mruczy przekleństwo, którego nie rozumiem, bo drzwi zniekształciły słowo.
      I co teraz? Downey mnie wnerwia jak nikt, urządza mi jakieś sceny zazdrości, nie wiadomo czemu cokolwiek związanego z moją osobą go interesuje, do tego jeszcze Serafina robi co chce, zdradza mnie rodzicom, robi mi na złość... I jeszcze Matt może tak naprawdę być zły... Dobra, w to niezbyt wierzę, ale co z resztą?
      Przekręcam się na brzuch i krzyżuję ręce pod brodą. Zrzucam buty, macham w powietrzu nogami. Mdłe światło latarni przedziera się przez niezasłonięte okno. Ta bardziej przyziemna część mojego życia mnie przerasta, a wygląda na to, że wkrada się tu jakaś nadnaturalna część. Dziwne dymne postacie, mój wisior, Downey z patykiem z ognia... Może wszechwiedzący Internet dopomoże?
      Turlam się i zsuwam z łóżka. Podchodząc do biurka omiatam wzrokiem pokój. Ciemnofioletowe ściany pełne przeróżnych bibelotów przygniatają mnie, duże łóżko okryte zmiętą narzutą w jasnobrązowym kolorze soi dokładnie pomiędzy drzwiami a biurkiem. Naprzeciwko niego stoi spora szafa, która nie domyka się od dobrego pół roku. Odpalam laptopa i wyglądam przez okno, lekko odsuwając firankę. Zalewa mnie jakby fala zawodu, gdy nikt nie stoi pod latarnią i nie wpatruje się w mój dom. Gdy przedpotopowy Windows w końcu się włącza, muszę się skupić, bo nie pamiętam po co go uruchamiałam. Ach tak! Magiczne wisiory.
      Pół godziny i ćwierć Internetu później nadal nic nie wiedziałam. To znaczy poznałam dokładną teorię kwantową i historyczne początki państwa polskiego, ale o magicznych wisiorach wiem tyle samo, co wcześniej. Odsuwam się od urządzenia z cichym jękiem. Teraz, gdy emocje nieco opadły, próbuję myśleć trzeźwo. Okej, załóżmy, że cała ta sytuacja na tyłach salonu gier ojca Matta była prawdziwa, nieco magiczna. Załóżmy, że magia istnieje. Załóżmy też, że nie zwariowałam. W takim razie co? Gabe jest jakimś mistycznym wojownikiem? Serafina jego ukochaną z dawnego życia? Albo odwieczną rywalką? A Matt? Arcywróg czy arcyprzyjaciel? Ech, głowa mnie boli. Jedno jest pewne. Muszę się dowiedzieć. A jak widać moi "przyjaciele" nie chcą mi powiedzieć, więc co? Więc zostaje mi Matt.
***
      Z płytkiego snu budzi mnie dosyć głośne stukanie do drzwi. Uchylam jedno oko i orientuję się, że naprawdę zasnęłam. Co za masakra! Klnąc na samą siebie, wołam:"Proszę". Do mojego pokoju dumnie wchodzi Lea. Jej okrągłą twarz wypełnia szeroki uśmiech, nieco przerażający, bowiem dosłownie od ucha do ucha. Jasnofioletowe włosy jak zwykle w nieładzie okalają jej głowę, a resztę tęczowego stroju jestem skłonna przemilczeć.
      – Ile można spać, Eve? – pyta, a raczej wrzeszczy prosto w moją twarz, aż czuję jej miętową pastę do zębów. Przecieram oczy, podczas gdy ona odsłania mi okno. Złote promienie wpadają do środka, na co gapię się chwilę zdezorientowana. Wtem dociera do mnie powaga sytuacji.
      – Zaspałam! – drę się na całą okolicę, po czym chwytam pierwsze lepsze rzeczy, wpadam do łazienki. Wskakuję pod prysznic, nie do końca będąc naga i już odkręcam gorącą wodę. W błyskawicznym tempie myję się, gdy dociera do mnie chichot Lei.
      – Czego rżysz? – syczę, wycierając się szorstkim ręcznikiem. W lustrze odbija się moja blada twarz.
      – Jest sobota, geniuszu – mruczy do mnie zza drzwi kuzynka, na co mam ochotę dać sobie po gębie. Zwalniam ruchy i staram się uspokoić gnające serducho. Spokojnie, Eve, spokojnie. Jednak cię nie wywalą ze szkoły.
      Po parunastu minutach wychodzę z łazienki w pełnym odzieniu, w miarę ogarniętych krótkich sterczących włosach i z pełnym makijażem, co moja kuzynka komentuje krótkim cmoknięciem. Swoją drogą, ile ona może stać pod tymi drzwiami?
      – Co się tak szczerzysz? – syczę, omiatając ją krótkim spojrzeniem.
      – Nie mogę być szczęśliwa? – mruczy, marszcząc lekko brwi.
      Unoszę brew.
      – Och, Eve – wzdycha, po czym znów zaszczyca mnie widokiem swoich białych ząbków. Jej rodzice są dentystami, zdaje się. – Po prostu czytam nową serię i jest przecudownaśna! – piszczy, na co wznoszę oczy ku niebu. Kieruję się do swojego pokoju, a ta denerwująca kreatura idzie za mną. Ogólnie ją uwielbiam, ale jakoś ostatnio wszystko mnie wkurza.
      – A co takiego? – pytam w nadziei, że się zamknie.
      – Dary Anioła. Są tam wojownicy pół anioły, używają Run i mają takie zarąbiste serafickie miecze płonące anielskim ogniem... – Lea szczebiocze dalej, a ja zamieram. Serafickie miecze płonące anielskim ogniem. Gabe z płonącym patykiem. Czyżby był to anielski miecz?
      – Eve? – Lea macha mi łapą przed twarzą, na co prycham cicho i klepię ją po dłoni.
      – Zabieraj łapy. I idź stąd. Nie miałaś pisać jakiegoś opowiadania? – pytam, rzucając piżamę na niepościelone łóżko.
      – Miałam. – Macha lekceważąco ręką. – Ale mi się odechciało. Wolę czytać! – Niemal drze się na cały dom, po czym wybiega z mojego pokoju szczęśliwa jak nigdy. A ja dalej nie w sosie.
***
      Idę szybkim krokiem uliczkami naszego małego miasta, chowając nos głębiej w szalik. Rodziców ani Destiny nie było, więc, mimo kary, wymknęłam się. Jeśli ktoś mnie zobaczy, będę miała coś gorszego, niż zakaz wychodzenia. Wszystko przez nękające mnie pytania. Miecz, wisior, Gabe, dziwni ludzie. Już mnie głowa od tego boli. Na szczęście Matt zgodził się ze mną spotkać w najbliższym parku. Odstaw na bok, Eve, swoje głupie emocje i zadaj mu poważne pytania. O ile pytanie o anielskie miecze może być poważne... Jak to rozegrać, by nie wyjść na wariatkę i się czegoś dowiedzieć?
      Dostrzegam go, stojącego pod ogołoconym z liści drzewem, ubranego w beżowy płacz i ciemny szalik. Kiedy mnie dostrzega, jego twarz przechodzi dziwny grymas, po czym uśmiecha się lekko.
      – Hej, Eve – mówi.
      Ruszam niemrawo kącikami ust, udając uśmiech.
      – Mam do ciebie parę pytań i spadam.
      Chłopak parska śmiechem, a jego czarne oczy obserwują mnie czujnie.
      – Jesteś dziś bardzo złym gliną, co? – prycha, na co krzywię się. Matt jest... opryskliwy? I jakiś taki chłodny, zdystansowany. Potrząsam głową.
      – Wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale czy wiesz coś na temat serafickich mieczy? – pytam, czując jak rumieniec wypełza na moje policzki. Naprawdę, Eve, nie masz o co pytać?
      Mimo przymknięcia oczu, z powodu zażenowania, udaje mi się dostrzec jakby małe błyski w jego oczach. Przechodzi mnie dreszcz.
      – Jednego dnia pytasz mnie o plotki na mój temat, drugiego o anielskie miecze... Czy aby na pewno dobrze się czujesz?
      Wrze we mnie, gdy widzę lekki uśmiech majaczący na jego twarzy. Okej, oficjalnie przyznaję, że Matt Flex potrafi być chamskim dupkiem. Marszczę brwi i zaciskam dłonie.
      – Dobra, dobra, spokojnie, mała. Nie wiem jak ci odpowiedzieć na to pytanie, nie wychodząc przy tym na wariata. – Drapie się w tył głowy. Mała? Przyglądam mu się, bo mimo tego, że wygląda identycznie jak wczoraj, wydaje się być inny. Wcześniejszy uroczy Matt to tylko przykrywka? O co chodzi?
      – Uwierzę ci – odpowiadam, przestępując z nogi na nogę. Robi się coraz zimniej. I jest jakoś podejrzanie cicho jak na park. Czuję jak niepokój pełza mi po plecach.
      Matt wyciąga dłoń, jakby chcąc mnie pogłaskać po ramieniu. W połowie drogi do mojej kończyny zatrzymuje się i nieco za szybko cofa rękę. Przysięgam, że widziałam tam drobny biały błysk. I grymas na twarzy chłopaka.
      – Okej – wzdycha. – Powiem ci. Świat, który cię otacza, który widzisz i umiesz dotknąć, to tylko jeden wymiar, jedna wersja. Istnieją jeszcze dwie, ukryte. Niebo i piekło. A zamieszkują je istoty dużo bardziej potężne niż ludzie. Anioły i demony od wieków walczą ze sobą o dominację na Ziemi. Jedne chcą ją zniszczyć, drugie otaczać opieką. Jedne uwielbiają wplątywać w to ludzi, inni pragną pozostawić ich w niewiedzy. Anioły, by zabić demona potrzebują anielskiego miecza. Tylko niebiański ogień może wypalić pustkę i chłód demona. Natomiast te drugie mają trudniej, nie potrafią zbytnio zabić anioła. Dlatego często wykorzystują ludzi. Tak łatwiej im panować nad światem, nie tracąc swoich sił.
      Słucham go jak zaczarowana. Czy mówi serio? Mam uwierzyć w to, że te bzdury wygadywane na religii to prawda?
      – A ty czym jesteś w tym wszystkim? – pytam powoli.
      Matt wzrusza ramionami.
      – Uważnym obserwatorem. Miałaś jakiś powód, dla którego spytałaś?
      Kręcę przecząco głową. Nachodzi mnie myśl, żeby nie wspominać tu o Downeyu. Znów czuję powiew chłodu i dociera do mnie cisza okolicy. Zerkam znów na Matta, a jego jasna uroda i czarne oczy przerażają mnie. Z drugiej strony ten chłopak fascynuje mnie, przyciąga; choć nie mam ochoty przychodzić, zawsze to robię.
      – Coś się stało, Eve? – pyta, patrząc na mnie łagodnie. Kolejna wersja Matta? Ile on ma twarzy? Teraz wcale się go nie boję, choć chwilę temu miałam ochotę uciec. To dziwne.
      Nagle mam mroczki przed oczami. Cały świat staje się czarny. Krzyczę, zalana falą paniki i rozkładam ręce, jakbym miała zaraz się przewrócić. Nie czuję dotyku chłopaka. Czyżby nie mógł mnie dotknąć?
      – ...Co jej jest? Czyżby wizja? Muszę poudawać troskliwego jeszcze trochę, zdobyć jej zaufanie i mój plan wypełni się! Trzeba tylko uważać na Downeya...
      Wzrok powraca, a ja mrugam kilkukrotnie. Dociera do mnie zaniepokojona mina Matta, na co mam ochotę przewrócić oczami. Wykorzystał mnie! A to cham... Zaraz. Przecież nie przyznałby się do tego na żywo. Czy ja czytam w myślach? Ale super! Znaczy się... To niemożliwe.
      – Łeb mi pęka – mruczę, po czym odchodzę, nie patrząc na Matta.
      Chyba zaczynam wariować.
***
      Gdy docieram znów pod mój dom i widzę auto ojca, mam ochotę się powiesić. Znów dostanę ochrzan i prawdopodobnie jeszcze większą karę. Świetnie. Wchodzę do domu, ściągam buty i trzaskam drzwiami.
      – Gdzieś ty się podziewała, Eve? Masz szlaban przecież! – Mama już w progu funduje mi ciepłe powitanie. – Widziałaś się z nim, prawda? Z tym kryminalistą?
      Przewracam w milczeniu oczami i kieruję się w stronę mojego pokoju.
      – A dokąd ty idziesz? I dlaczego chamsko ignorujesz matkę? – Do ogólnorodzinnego ochrzanu dołącza tata. Nie widzę go, ale potrafię sobie wyobrazić tę pulsującą żyłę na jego skroni.
      – O co chodzi? – Ze schodów zeskakuje Lea w wyjątkowo nieswoim odzieżowym wydaniu, bowiem w szarym dresie. Ręce i policzki ma umazane pastelami. – Eve, Fina u ciebie jest.
      Kiwam głową, po czym ruszam do pokoju. Słyszę, że rodzice mruczą coś o złym wpływie, buncie i placówkach zamkniętych. Ale ja mam ważniejsze problemy na głowie.
      – Widziałaś się z nim. – To pierwsze słowa, jakie padają z ust blondynki, w chwili, gdy wchodzę do własnego pokoju. Kiwam głową i siadam na łóżku. – Zrobił ci coś? – Jej głos łagodnieje.
      – Nie. Po prostu nic z tego nie rozumiem – mruczę, patrząc na swoje dłonie. Czarny lakier zdążył w większości się rozkruszyć. Świetnie.
      – Z czego? – dopytuje Fina, a ja niemal czuję, jak marszczy brwi.
      – Z tego. – Zataczam krąg wokół siebie rękoma. – Nie rozumiem tego ataku na mnie, nie rozumiem płonącego patyka Gabe'a, nie rozumiem dziwnych snów, mojego wisiora, czytania w myślach, pierdyliarda twarzy Matta, tego, że wszyscy wkoło coś wiedzą, dziwnej opowieści o aniołach i demonach – wyrzucam z siebie jednym tchem, patrząc na przyjaciółkę z rezygnacją. W głębi duszy naprawdę cieszyłam się z tego, że w moim życiu dzieje się coś nadnaturalnego, ale, kurde, zawsze wyobrażałam sobie, że jednak coś wiem o tym drugim świecie.
      W jasnoniebieskich oczach Serafiny widzę szok. Potem nieco gniewu i panikę. Na końcu spokój. Dziewczyna bierze głęboki wdech, po czym odzywa się.
      – Musisz mi wszystko dokładnie opowiedzieć, bo jak widać ostatnio nie do końca się dogadujemy.
      W takim razie opowiadam. Ględzę ponad godzinę, a ona jedynie słucha i czasem wtrąca jakieś pytania. Z każdą minutą jej oczy się rozszerzają i widzę w nich gamę różnych nastrojów. Najbardziej zaniepokojona była fragmentem, w którym opowiadałam o moich snach z nią i Gabe'm.
      – Czemu cię to tak denerwuje? – pytam, bo ciekawość bierze górę. Fina marszczy brwi.
      – Co?
      – To, że słyszałam twoje rozmowy z Downey'em. Nie wiem jak, ale jestem pewna, że to nie był sen. Jesteście ukrytą parą czy jak? I co to znaczy, że nie należy już do was? – dodaję, przypominając sobie kolejne szczegóły snu.
      – Dobra – wzdycha dziewczyna, unosząc dłonie w obronnym geście. – Powiem ci wszystko.
      Siadam wygodnie, usatysfakcjonowana tym, że dostanę odpowiedzi, na które zasługuję. Fina natomiast wstaje, odchodzi parę kroków, po czym rozpina swoją zieloną bluzę. Marszczę brwi, bo zaczyna się robić dziwnie. Blondynka rzuca ją w kąt, po czym zdejmuje z siebie koszulkę.
      – Co ty robisz? – pytam, gdy stoi przede mną w czarnym staniku. – Jeśli to miał być coming out, wyjątkowo ci nie wyszedł.
      – Udowadniam ci. W przeciwnym razie byś mi nie uwierzyła – oznajmia Fina. Chwilę potem powietrze przecina świst, dźwięk rozdzierania i cichy jęk. Gapię się z otwartymi ustami na to, co wyrasta z pleców mojej przyjaciółki. A są to dwa ogromne, białe skrzydła, zajmujące cały mój niemały pokój, nadal będąc w połowie zgiętymi. Zamykam buzię i podchodzę do niej, nie wierząc w to, co widzę.
      – Przepraszam za krew, ale nie martw się, słońce ją wypali i nie będzie śladu – mówi, a ja dopiero teraz zauważam jasnoniebieską ciecz brudzącą kilka piór i dół pleców mojej przyjaciółki. Bez słowa podaję jej ręcznik. Ta wyciera się i chowa skrzydła. Za chwilę siadamy ponownie, ona już jest ubrana.
      – Czyli jesteś aniołem? – pytam, dokładnie wymawiając każde słowo, bowiem miliony myśli buzują mi w głowie.
      – Tak. Konkretnie aniołem stróżem. Konkretniej twoim. – Zerkam na nią zdezorientowana.
      – To dlatego zawsze byłaś obok mnie?
      Kiwa głową.
      – A ja myślałam, że mnie lubisz. Zdrajczyni! – syczę, uderzając ją poduszką.
      – Przepraszam, Eve. Nigdy nie miałaś się dowiedzieć, bo wiedziałam, że byłoby ci przykro. Ale naprawdę jestem twoją przyjaciółką. Po prostu mam nieco większy zasięg pomocy. – Uśmiecha się delikatnie.
      – W takim razie kim ja jestem? – pytam.
      – Prawdopodobnie jedną z bardziej czułych ludzi. Zdarzają się tacy od wieków. – Macha lekceważąco ręką. Okej, taka odpowiedź nawet może być.
      – A Gabe?
      Widzę wahanie na jej twarzy.
      – Nie mogę o nim rozmawiać, przepraszam. – Spuszcza wzrok.
      – Dlaczego kazałaś mi uważać na Matta?
      Serafina wzdycha, po czym opiera się o ścianę.
      – Wbrew powszechnej opinii demony i upadłe anioły to dwie różne rasy. Demony to stworzenia z pustki i zimna, a anioły z ognia. Te upadłe po prostu pokazały nam środkowy palec i odeszły. Matthew Flex to Upadły, dlatego chciałam, byś trzymała się od niego z dala.
      Przełykam każdą nową informację z coraz większą ciekawością, co wydaje mi się nieco chore.
      – I używacie tych płonących mieczy?
      Fina kiwa głową.
      – Czyli Gabe należy do was? – kontynuuję myśl.
      – Nie mogę o tym rozmawiać, Eve. Teraz, skoro już wiesz, o co nam chodziło, możesz już dać sobie spokój z tym wszystkim? Po prostu zajmij się szkołą, a nieludzkie sprawy zostaw mi – prosi, na co ja niechętnie godzę się, no bo co mam zrobić? Jestem bezbronna. I w końcu wiem, dlaczego.
***
      Gdy tylko moja przyjaciółka wychodzi, padam na łóżko przytłoczona nadmiarem nowych informacji. Muszę się z tym przespać. Niemal zasypiam, kiedy zauważam, że w drzwiach mojego pokoju ktoś stoi. Podnoszę się na jednej ręce i rozpoznaję moją siostrę. Nieco zlewa się z półmrokiem panującym w korytarzu, ale potrafię jeszcze ją rozpoznać.
      – Miło cię ledwo widzieć, Des – rzucam, ale siostra ani drgnie.
      Zaintrygowana podnoszę się z łóżka i podchodzę do niej. Lekko przeraża mnie jej pozbawiona wyrazu mina i puste oczy gapiące się przed siebie.
      – Destiny? – pytam cicho. Wtem siostra łapie mnie za dłoń. Ma bardzo zimną rękę i przerażająco silny uścisk.
      – Jesteś w niebezpieczeństwie – odzywa się niskim, dudniącym głosem, który mrozi mi krew w żyłach.

6 komentarzy:

  1. No i tyle czekałam na ten rozdział i chciałabym napisać coś konstruktywnego, że tu źle, tam niedociągnięcie. A tu nic. Same superlatywy. Przede wszystkim, mega podobają mi się te ironiczne wtrącenia w narracji. Po drugie. akcja zaczyna się tak bardzo rozkręcać, że nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Sądziłam, że Eve będzie nie do końca "normalna" i, że gdzieś pojawi się motyw anioła stróża. Ale nie sądziłam, że wyjdzie Ci to tak udanie. A końcówka zapewniła to, że przybędę tu przy następnym rozdziale i na sto procent przeczytam!
    Pozdrawiam,
    candlestick z buzzingblood.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki miły komentarz *_*. Przez Ciebie teraz boję się, że coś spierniczę! :o. Ale cieszę się, że jednak nie wydało Ci się to nagłe wyjaśnienie wszystkiego zbyt, nie wiem, nudne? Chyba pozostaje mi pisać, choć żyję w stresie, że zawiodę, haha.
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  2. Hej, bez takich zakończeń, dobra? Przerwać w takim momencie?! Zdecydowanie zbyt szybko i gwałtownie. ;p Coraz bardziej zaczyna mi się podobać. I ta tajemnica Gabe'a - ciekawski chochlik skacze w mojej wyobraźni podsuwając coraz to dziwniejsze rozwiązania. Szybko odkryjemy ten sekret? Może Gabe jest jakimś archaniołem? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Twórz dzielnie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę się pochwalić, że niecała połowa już jest :3. Miło, że Ci się podoba. Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie zawiodę :).

      Usuń
  3. Takie polsatowe zakończenie ;-;
    Powiem szczerze, że to opowiadanie jest takie świetne, że brak mi słów, żeby wyrazić mój zachwyt tym rozdziałem, więc pozostawię to bez komentarza, w ciszy zachwytu ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę, naprawdę super! Ciekawie piszesz, ze smutkiem skończyłam czytać.

    Zapraszam do siebie, opowiadanie fantasy
    http://jestesmydziecmiziemi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń