niedziela, 27 września 2015

Rozdział 5

      Z chwili na chwilę Matt zdaje się coraz bardziej przypominać cheruba – takiego małego, słodkiego aniołka, które zawsze są rumiane i jasnowłose. Popołudniowe słońce grzeje, jak tylko może, ale i tak jest dosyć chłodno. Przed dotarciem do kawiarni zdążam uzyskać kurtkę chłopaka. Uznał, że może być mi zimno. Normalnie bym go wyśmiała, ale zdawał się być taki słodki i delikatny. Ciągle się uśmiecha. Na miejscu otwiera przede mną drzwi. Nie to, co Downey, on nigdy nie byłby taki szarmancki. Uśmiecham się szeroko i pozwalam się prowadzić do stolika.
      Matt siada tuż po mnie i sięga po kartę.
      – Byłaś już tu? – zagaduje.
      Kręcę głową, z ciekawością zaglądając w kartę. Długo nie muszę szukać. Co z jagodami, to dla mnie. Odkładam menu na stolik i natykam się na uważne spojrzenie czarnych oczu mojego współtowarzysza. Patrzy na mnie tak intensywnie, że śmiem przypuszczać iż to drobne wyjście na kawę nabiera nowego wyrazu. Poprawiam się na swoim krześle, w myślach studiując swój wygląd. Włosy jak zwykle roztrzepane, kreski na oczach nawet w miarę, cera również ostatnio nie najgorsza, nic tylko rzucić się w wir flirtowania. Niesamowite! On chyba naprawdę mi się podoba.
      Matt uśmiecha się delikatnie, co ukazuje dołeczki w jego policzkach. No nie mogę! Swoją drogą to dziwne. Ja, taka niegrzeczna, sarkastyczna i w ogóle, a podoba mi się chłopak przypominający cheruba. Co poradzić? Serce nie sługa.
      Wykrzywiam usta w coś, co mogłoby być uśmiechem, gdyby nie to, że najczęściej posyłam ten gest Downeyowi. Matt parska śmiechem. W międzyczasie szybko składamy zamówienie.
      – Co cię tak śmieszy? – pytam, lekko zdezorientowana.
      – Dokładnie taką samą minę masz, gdy kręci się wokół ciebie ten chłopak... Downey...? – zauważa. Interesujące. Od jak dawna Matt mnie obserwuje?
      Jednak zamiast wypytać o tę jawną obserwację, znów krzywię się.
      – Musisz zaczynać o tym palancie? Ostatnio ciągle psuje mi humor... – I ratuje życie, machając płonącym patykiem. Nie powinnaś o tym zapominać, Eve. Tak, dopiszmy to do listy „Muszę się dowiedzieć o co kaman”.
      – Zauważyłem – zgadzasię.
      – Właśnie! – wykrzykuję, trochę mu się wcinając, bo zdążył już otworzyć usta. Uśmiecham się przepraszająco, a on jedynie posyła mi miłe spojrzenie. – Jak długo mnie śledzisz? Jesteś psychopatą?
      Matt chichocze cicho, co jest naprawdę uroczym dźwiękiem (serio, Eve? Serio? Aż tak cię rozczula jeden chłopak? Żałosne!), po czym odpowiada.
      – Nie jestem psychopatą, przykro mi. Obserwuję cię jakiś czas, to prawda. Ale z przyczyn czysto... – Resztę wypowiedzi zagłusza donośny trzask drzwiami wejściowymi. Czując jak wzbiera we mnie irytacja, zerkam w źródła dźwięku. Na tle dwóch ogromnych okien, które okalają drewniane drzwi wejściowe do kawiarni, stoi Gabe Downey. Wznoszę oczy ku niebu, przeklinając wszelkie możliwe złośliwe byty, bowiem wiem, że to ich sprawka. Ponownie zwracam wzrok na przybysza, który ciska gromy w zdezorientowanego Matta, zaciskając pięści i dysząc wściekle. Kelnerka idąca właśnie z naszym zamówieniem szybko odstawia je i podchodzi do zdenerwowanego chłopaka.
      – Proszę się uspokoić, inaczej wezwę policję – syczy drobna blondynka, sięgająca Downeyowi jedynie do barków. Chłopak unosi ręce w obronnym geście, po czym jego oddech normuje się.
      – Chcę tylko porozmawiać z koleżanką. – Wskazuje na mnie. Wzdycham, po czym podnoszę się z krzesła i odchodzę parę kroków, posyłając Mattowi przepraszające spojrzenie.
      – Czego chcesz, idioto? – warczę, gdy stoję już w kącie kawiarni, ledwo powstrzymując się od obdarcia stojącego przede mną kretyna ze skóry.
      – Co ty tu z nim robisz? – pyta, sycząc. Aż mnie krew zalewa.
      – A co cię to, kurwa, obchodzi? – odpowiadam, nie panując nad językiem. Z jakiegoś powodu jestem na niego zła. I to chyba nie dlatego, że psuje mi randkę i wpycha nos w nieswoje sprawy, ale zdaję się wszystko przez to, że nie chce mi powiedzieć, co właściwie stało się wtedy w zaułku. Ach, i czemu pojawia się w moich snach, rozmawiając tam z Finą na dziwne tematy? Och, Eve, jednak chcesz wiedzieć.
      Gabe memle w ustach przekleństwo, po czym zwraca na mnie nieco łagodniejszy wzrok.
      – Nie powinnaś się z nim zadawać...
      – A kim ty jesteś, żeby mnie pouczać?! – syczę. – Matt nie jest chamem, któremu w głowie tylko głupie żarty i dziwne sekrety w przeciwieństwie co do niektórych!
      Rozbrzmiewa dzwonek oznajmujący przybycie nowego klienta. Dopada mnie jasna cholera, gdy w drzwiach staje Serafina. Jej jasnoniebieskie oczy skaczą ode mnie do Gabe'a, czasem zakrawając do Matta.
      – Eve?
      – I jeszcze ty? No nie! – jęczę.
      Serafina patrzy przez dłuższą chwilę na Downeya, po czym mruży oczy. On w końcu odpuszcza i kieruje wzrok gdzie indziej, a ja mam wrażenie, że rozmawiali o czymś bez słów. Mam dosyć. Bez słowa odchodzę i siadam z powrotem do Matta. Nie zdążam posłać mu uśmiechu, gdy Fina również postanawia nas niepokoić.
      – Eve, możemy porozmawiać? – pyta delikatnie swoim cichym głosem. Fukam wściekła, krzyżując ręce na piersi. Dlaczego oni muszą za mną łazić? Ledwie wybaczyłam jej, już znów mnie wkurza.
      – Eve najwyraźniej nie ma ochoty z wami rozmawiać, ani nawet na was patrzeć – odzywa się Matt spokojnie, acz stanowczo. Podnoszę na niego wzrok i przechodzi mnie dreszcz. Taki sam jak wtedy, gdy pierwszy raz go zobaczyłam. A on patrzy na Finę. I to nie byle jak. W ten sposób ludzie patrzą na najgorszego robaka, na istotę, nad którą czują przewagę; tak patrzą ci pełni poczucia wyższości. Ta scena tak gwałtownie zderza mi się z obrazem Matta, jaki wykwitł w mojej głowie, że zaczyna mnie przerażać. Przypomina niewinnego, a zdaje się potrafi zadać ból. Tyle przynajmniej wyczytuję z jego spojrzenia. Tego jednego rzutu okiem, jaki posłał mojej przyjaciółce. Wygląda przerażająco. Nagle odechciewa mi się ciasta i całej tej randki. Czyżbym tchórzyła?
      – A od kiedy ty mówisz za Eve, co? – warczy Gabe, co wyrywa mnie z transu. Przenoszę wzrok na niego. Marszczy ciemne brwi, zęby ma zaciśnięte i widać, że ledwo się kontroluje. Z jakiegoś powodu przenoszę wzrok na jego dłonie, ale żadne światło się z nich nie wydobywa. Aż czuję ukłucie zawodu. Na co liczę?
      Matt uśmiecha się do mnie łagodnie, na co wszelkie wcześniejsze rozmyślania giną gdzieś w natłoku nowych odczuć. Kątem oka widzę, że Serafina patrzy to na mnie, to na Matta, po czym chwyta łokieć Gabe'a i odciąga go, mówiąc:”Ona z nami nie pójdzie”. Dodaje coś jeszcze, ale nie jestem w stanie dosłyszeć co, po czym wychodzi, wyciągając chłopaka siłą. Swoją drogą jak ona to zrobiła?
***
      Randka mija w bardzo przyjemnym nastroju. Jestem zdziwiona, że potrafię być tak miła, urocza i nie obrzucać nikogo obelgami przez tyle czasu. Po kawie i ciastku Matt odprowadza mnie pod dom. Mówi coś o następnym spotkaniu, wymieniamy się numerami telefonów, po czym umykam mu, gdy próbuje pocałować mnie w policzek. Hola, hola, to w końcu Eve McFly, a nie pierwsza lepsza Kate, musisz się postarać.
      Wchodzę do domu roześmiana i rozanielona, co siedząca w kuchni Lea komentuje słowami:
      – Co ćpałaś?
      Posyłam jej spojrzenie spode łba, po czym taksuję wzrokiem jej osobę. Siedzi na blacie, macha nogami, a na kolanach odzianych w spodnie w tęczowe pasy ma miskę pełną kremu czekoladowego. Zaś w dłoni dzierży łyżkę.
      – Niedługo nie będziesz mieścić się w drzwiach – mruczę, na co kuzynka pokazuje mi język i dalej je swój krem. – A to nie miało być do ciasta czy coś? – pytam, nalewając wodę do czajnika.
      Lea wzrusza ramionami.
      – Ciocia coś mówiła, ale nie jestem pewna, o co jej chodziło. Poza tym wena mnie opuściła i mam depresję – dodaje, na co przewracam oczami. Gdyby trafił się choć jeden tydzień, w którym Lea nie ma depresji, znaczyłoby to, że jest chora.
      Odwracam się i opieram plecami o blat, czekając aż woda się ugotuje.
      – Gdzie Des? – pytam, bowiem zazwyczaj mijamy się w drzwiach, gdy wracam ze szkoły.
      – Wyszła – odpowiada, wpychając sobie kolejną kopiastą łyżkę kremu w usta.
      – A rodzice?
      – Też.
      – Dokąd?
      – Nie wiem.
      Przewracam oczami. Z nią się inaczej nie da, gdy ma ten nastrój. Szum czajnika daje mi znak, że mogę już zalać sobie Earl Greya. Zrobiwszy herbatę, siadam do stołu i odpływam myślami. Milcząca kuzynka na szczęście mi nie przeszkadza.
      Okej, po pierwsze, Matthew Jakkolwiek–Masz–Na–Nazwisko–Zapomniałam–Spytać, wyjdź z mojej głowy! Wzdycham. Jego czarne oczy i dołeczki w policzkach będą mnie nawiedzać po nocach. Choć bardziej prawdopodobne są dziwne sny z Gabe'm, Finą lub Destiny. Niby wszystko jest w nich okej, gdyby nie to, że zdają się być rzeczywiste. Tylko tak, jakbym była gdzieś obok samym duchem. Tak to pamiętam. Dziwne. No i jest jeszcze ta sprawa z atakiem na mnie, brawurową obroną przez Downeya i... Ach, mój wisior! Chwytam w palce mały pentagram dyndający mi przy piersiach (czyżby rzemyk się poluzował?) i przyglądam mu się. Zwykły naszyjnik. Dlaczego mam wrażenie, że wszyscy coś wiedzą? Puszczam wisiorek i wzdycham zrezygnowana.
      – Właśnie! – krzyczy nagle Lea, zeskakując z blatu. Ze zdziwieniem stwierdzam, że jej miska z kremem jest niemal pusta. – Gabe Downey dzwonił parę razy. I Fina zajrzała. Pytali się o ciebie, brzmieli jakoś dziwnie.
      Co? Napastują nawet Leę? Co im aż tak bardzo przeszkadza w Matcie? Zastanawiające. Muszę zignorować dziwne ciepło, jakie czuję kiedy myślę o tym chłopaku. Zamydla mi myśli niepotrzebnie.
      Wstaję od stołu i kieruję się do mojego pokoju, całkiem zapominając o Earl Greyu. Ledwie zamykam za sobą drzwi, a już dzwoni mój telefon. Wściekle wibrując, wyje na całą okolicę bliżej nieokreśloną melodyjkę, jaką nagrałam na jednej z naszych wielce profesjonalnych prób. Wyciągam go z zamiarem odrzucenia połączenia, gdy orientuję się, kto tak naprawdę mnie niepokoi. Zielony irokez na obrazku, choć nieco nieaktualny, poprawia mi humor. Odbieram i rzucam się na łóżko.
      – Hej, Kyle. – Uśmiecham się do sufitu. Ugh, należałoby wypędzić te pająki, co tam od niedawna mieszkają, ale z drugiej strony nie chce mi się.
      – Siema, Eve – odpowiada chłopak. W tle słyszę głosy i perkusję.
      – Czyżby chłopaki dalej u ciebie?
      – Tak. Wierz lub nie, ale odrabiamy lekcje – oznajmia niezwykle poważnym tonem. Parskam niekontrolowanym śmiechem.
      – Nie ma takiego alternatywnego świata, w jakim bym ci uwierzyła – wyduszam z siebie pomiędzy parsknięciami.
      – Przysięgam. Od godziny walczymy z logarytmami. A co u ciebie? – pyta, a ja zaczynam bawić się fioletowym pasemkiem.
      – Spotkałam takiego jednego gościa i poszłam z nim na kawę. A potem napatoczył się Downey i kazał mi iść. Następnie znikąd wzięła się Fina i też zaczęła mnie pouczać, czaisz to?! – żalę mu się parę minut, po czym czekam na wiązankę pt.”Nie zawracaj mi głowy babskimi pierdołami”. Zamiast tego ze zdziwieniem słyszę:
      – A z kim poszłaś na tę kawę? – Głos Kyle'a jest jakiś inny. Jakby... przejęty...?
      – Z Mattem. Nazwiska nie pamiętam, taki wysoki blondyn, czarne oczy.
      Słyszę ciche przekleństwo.
      – Eve, nie chcę cię straszyć, ale... – urywa, a ja zaczynam się denerwować. Najpierw Fina, potem Gabe, teraz on. Nawet Kyle coś wie!
      – Mówże! – syczę.
      Kyle wzdycha.
      – Dobrze. Prawdopodobnie to Matthew Flex, syn właściciela miejscowego salonu gier, wiesz tego na rogu ulicy Churchilla... – Przechodzi mnie dreszcz. To za budynkami na tamtej ulicy zaatakowano mnie. Serce zaczyna bić mi szybciej, siadam na łóżku. – Niby on sam nic nie zrobił, ale chodzą plotki, że pierze się tam pieniądze. A jeśli chcesz narkotyki, idziesz tam. – Dziwna paczka. Pieniądze. Tamci ludzie. Naprawdę byłam świadkiem handlu narkotykami? – Poza tym niedawno zaginął jeden z dzieciaków, które tam grały. Nie wiadomo, co się z nim stało. Ojca Matthew nikt nie widział, a chłopak przyznaje, że nic nie wie. Podejrzany typ. Ja wiem, Eve, że ty lubisz podobnie klimaty, ale nie spotykaj się z nim, jeśli nie musisz. Nie chcę pewnego dnia otrzymać paczki z twoim palcem i karteczką „Jej życie warte jest pięć milionów”, okej?
      Parskam cichym śmiechem, ale jakoś nie mam nastroju do żartów. Czyli co, zaatakowali mnie handlarze narkotyków, a Gabe pojawił się znikąd, świecąc patykiem i teraz każe mi uważać na syna właściciela tego interesu? Co on, anioł stróż?
      – Dzięki za info – mruczę do słuchawki, po czym żegnam się.
      Nic z tego nie rozumiem. Ledwie zdążę pomyśleć o odrobieniu lekcji, by jakoś się od tego odciąć, gdy znów dzwoni telefon. Wściekła, że to Kyle znów chce mnie nastraszyć, najeżdżam na czerwoną słuchawkę. Wtedy dostrzegam nazwę kontaktu. Matt. Niewiele myśląc, odbieram.
      – Hej, Eve, masz chwilkę? Wiem, że już długo cię dziś męczyłem, ale zawędrowałem jeszcze to niedaleko do apteki, więc może masz ochotę się przejść?
      Z jednej strony to słodkie, że jeszcze nie ma mnie dość. Z drugiej trochę straszne, bo jest osobą podejrzewaną o konszachty z handlarzami narkotyków. Ignorując dziwne mrowienie pod skórą, zmierzam na zewnątrz.
      Zmierzcha. Matt stoi pod słabą latarnią, z dłońmi wciśniętymi w kurtkę. Tę, którą mi pożyczał. Uśmiecham się pod nosem.
      – Hej. – Wita mnie ponownie uśmiechem. – Idziemy?
      Kiwam głową. Robię się przy nim jakaś taka rzewna, słodka. Bezbronna? Tak, bez mojego sarkazmu czuję się bezbronna, a przy nim jakoś nie umiem go używać.
      – Stało się coś? – pyta, zerkając na mnie kątem oka. – Jesteś jakaś milcząca.
      Wzdycham, bijąc się z myślami.
      – Słyszałam... Plotki. O tobie – wyjaśniam, nie patrząc na niego.
      – Jakie plotki? – kontynuuje cicho.
      – Jakieś o narkotykach, zaginionych dzieciakach... Jednym słowem ostrzegają mnie przed tobą – wyznaję i zerkam na niego. Wzrok ma raczej smutny, jakby przejął się tymi plotkami. Ani trochę nie jest straszny. Wręcz mi go szkoda.
      – Rozumiem, że niewiele osób za mną przepada, ale żeby rozpuszczać takie plotki... Miło mi, że nie uciekłaś, gdy się zaprosiłem na randkę. – Uśmiecha się lekko, nadal smutny. Czyli to jednak była randka... Jak miło.
      Spaceruję z nim jeszcze do apteki i z powrotem, nie poruszając już podobnych tematów. Mimo wszystko, jest to kwestia zastanawiająca. Jakbym była zwyczajną nastolatką uznałabym, że wszystkim odwaliło, skoro postrzegają takiego miłego chłopaka jako bandziora. Jednakże nie uważam się za zwykłą, dlatego intryguje mnie to. Downey mógł robić sobie jaja, ale Serafina? I Kyle? Dopytana w domu o plotki na temat Matta Flexa Lea powiedziała to samo. Wszyscy nie mogą kłamać, prawda?

5 komentarzy:

  1. Ależ mnie zaciekawiłaś opisem fabuły. A później bohaterami. A później samym rozdziałem. Podoba mi się, że tak poważne rzeczy, no wiesz, aniołowie, przepowiednie itp., opisujesz w tak lekki do czytania sposób. Uśmiałam się serdecznie w kilku momentach i zastanawiam się ciągle, czy dobrze rozkminiam kto jest kim. No cóż, poczytam dalej i się dowiem ;)

    pozdrawiam,
    candlestick z buzzingblood.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że Cię zaciekawiłam! Zapewne dobrze się domyślasz ;) Ale nic nie zdradzam, bo mam jeszcze w zanadrzu parę niezłych zwrotów akcji :). Mam tylko nadzieję, że nie wystraszą Cię moje przerwy w pisaniu, które są niestety spore :(.
      Dzięki, że jesteś :)

      Usuń
  2. Ta dziewczyna jest świetna! Naprawdę mega pozytywna. Jednak, jeśli chodzi o Matta, to i ja mam dziwne przeczucia. Nie podoba mi się ten chłopak. Jego zbyt niewinny wygląd może zwodzić i pewnie tak się dzieje. Pierwszy raz tu jestem, ale zostanę na dłużej. Zapewniam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeej! Niezmiernie cieszę się, że zostajesz na dłużej! :D

      Usuń
  3. Ufff. Nareszcie zebrałam się do tego, żeby przeczytać poprzednie rozdziały (nie ma to jak superpamięć XD) I przeczytanie tego.
    Matt musi być zły. Po prostu musi, ja to wiem XD. Ciekawi mnie jak rozwinie się wątek Eve i Gabe'a. I ogólnie ich projekt, nie wiem dlaczego :D. I kim będzie Eve. Bo mam wrażenie, że Fina nie chroni (?) jej bez powodu. I zastanawiam się czy Destiny będzie w to jakoś zamieszana, czy tylko jest sobie takim nic nie znaczącym wątkiem pobocznym. No i czy Kyle czuje coś więcej do Eve. Bo wydaje mi się że tak. ^^ Chociaż nie wiadomo, czy po prostu to nie jest takie mylne odczucie.
    Mam nadzieję, że napisałam to jakoś ogarnięcie, bo po 22 mój mózg nie działa XD
    Ooo. Przypomniało mi się na koniec. Rozdział świetny, jak zwykle *.*

    OdpowiedzUsuń